piątek, 23 sierpnia 2013

Się porobliło...

Żadne wytłumaczenia nie są dobre, ale co zrobić? Koleżanki zapłakane przychodziły po radę i pocieszenie, menadżerka mnie nie nienawidzi, przez co tak się pokłóciłam, że prawie mnie zwolnili, skończyło się tylko (na szczęście) na dochodzeniu o zaniechanie obowiązków, przez które przebrnęłam. I zmiana miejsca zamieszkania - tymczasowo co prawda, ale zawsze to mnóstwo zachodu, stresu i w ogóle. A mobilizujące to, że w nowym domu nowe zasady!
Cel ostatni nie osiągnięty, przesuwam go po prostu w czasie. Wierzę, że to tylko kwestia CZASU.
CZAS... Muszę też zrozumieć, że nie od razu schudnę i nie mogę się załamywać. Na dniach zapisuję się na siłownie!

piątek, 16 sierpnia 2013

Czuję, że ze mną coraz lepiej. Nie ulegam już każdym napadom, wczoraj udało mi się kilka przezwyciężyć. Przeczytałam, że należyte wysypianie się pomaga z zapanowaniu nad apetytem. Może stąd brały się te moje masakryczne napady w pracy -> mój szef wymyślił mi straszny grafik - prawie cały miesiąc kończę pracę po 1 w nocy, przestawiłam się, więc nie mogę spać do 3, 4, a wstaję po 13, 14 xD. Poprosiłam o inny następny grafik. Wierzę, że teraz będzie już tylko lepiej :) Musi być... i Będzie! TAK! 
Listę celów już wypisałam. Nie jest to przecież jakieś mega wyzwanie, lecz utrata +/- utrata 1,5-2 kg na tydzień. Nie drastycznie, normalnie. 
A jaka radość będzie jak się uda :)
64 kg 1 września to już będzie dla mnie mega osiągnięcie, bo od 2 miesięcy nie mogę zejść poniżej 67,5 xD...
Wiem, że uda mi się! Zrobię wszystko żeby mi się udało! Wierzę, że pierwszy cel - 67 kg do 22 sierpnia osiągnę przed czasem! Jak się zawezmę to zawsze szybko chudnę na początku diety!
A jaka dieta? Przede wszystkim mnóstwo warzyw, sporo owoców, tylko pełnoziarniste produkty. ZERO słodyczy! Zdecydowałam, że nie mogę sobie obcinać wszystkiego, zwłaszcza, że pracuję w pizzerii xD więc pizzette bez sera mogę jeść tylko do 17. Dziś na przykład i jutro mam na 17, więc dziś i jutro nie ma opcji jedzenia tego :P takie dobre rozwiązanie :) Zjem w niedzielę. To jest jakieś 300-350 kcal. 1000 kcal dziennie nie mam zamiaru przekraczać!

Bilans:
Śniadanie: kawa
II śniadanie: płatki Alpen bez cukru (187)
Obiad: fasolka szparagowa (54), kotlety sojowe nie smażone (157), surówka (35)
Przekąska: serek wiejski light (121)
Kolacja: sałatka warzywna* (195)

Razem: 749/1000 kcal

Jakbym już nie wytrzymywała z głodu to pozwolę sobie na wpierdzielenie garści papryki czerwonej!
O!

Sałatka warzywna, którą mogę sobie skomponować ze składników w pracy: 
garść sałaty lodowej
10 pomidorów koktajlowych
łyżka nasion słonecznika
20g cebuli czerwonej
10 czarnych oliwek
150 g papryki czerwonej
garść świeżego szpinaku
łyżka kukurydzy


Kurwa jak dzisiaj mi to nie wyjdzie to się powieszę chyba :/ To będzie znaczyło, że jestem totalną świnią, obżartuchem, który nie zasługuję na nic, bo nawet nie potrafi zapanować nad sobą!
Wierzę, że dam radę. W końcu to tylko jednodniowe menu do zrealizowanie, do jasnej cholery xD

wtorek, 13 sierpnia 2013

Ja czy nie ja?

Nie miałam internetu :/
Cóż ostatnio przeczytałam książkę pt. 'Dieta (nie)życia'. Jedno zdanie, które przekręciło mi w głowie -> "Tata zawsze się odchudzał, ale tylko mi udało się schudnąć"....
Przecież odchudzanie to nie jest coś co  łatwo przychodzi i dodatkowo wychodzi. To dlatego na blogach tak często czytam o porażkach... Niestety... Przecież to skomplikowane przedsięwzięcie, które prowadzi do walki człowieka z jego zwierzęcą naturą -> naszym mózgiem musimy przecież przezwyciężyć instynkt! Zapanować nad instynktem.
Postanowiłam że mi się uda.
Szczególne -> muszę ograniczyć alkohol do gigantycznego minimum, przy czym jak już będę coś piła to tylko wino wytrawne. Potem jak wypije za dużo to tracę kontrolę i zaczynam jeść, następnego dnia na kacu też niestety sobie pozwalam - mój wycieńczony mózg nie jest tak skory do współpracy. W końcu mam nadzieję całkowicie przestać pić alkohol. Nie będzie mi łatwo, bo bardzo lubię wypić.

Taka dziś zdołowana jestem. Mój były (wcześniejszy niż ostatni) znalazł sobie kobietę. Jestem bardzo szczęśliwa, że mu dobrze i w ogóle. Nie wiem czy to to, że ciągle coś do niego czuję, czy co, bo w końcu był dla mnie strasznym skurwysynem i draniem... Przecież nasz związek zakończył się jak razem z mamą wyrzuciłyśmy go z domu... Ostatnio jednak stwierdziłam, że to z nim mogłabym, próbować być do końca życia. Nie chodzi tu o niego samego, ale o uczucia które do niego żywiłam. Chyba do nikogo tyle nie czułam...
W każdym razie, na pewno to, że znalazł sobie inną dziewczynę rozwinęło te smutki... Co sprawiło, że się nią zainteresował? Czy ona ma coś czego nie mam?
Nie wiem. Rozmawialiśmy przed chwilą, przyjacielsko, powiedział, że dojrzał ją.... Dojrzał... Ja nigdy z tłumu się nie wyróżniałam... Farbuję włosy, ale nie na mocno odbiegający kolor od mojego własnego... Chciałam sobie zrobić tatuaż, już nawet miałam prototyp wzoru i nagle przyśniło mi się, że tego żałuję i stchórzyłam... Mam jeden tatuaż, chcę mieć więcej, podoba mi się to. O co  mi chodzi? Kim ja jestem?
Ona ma ostro rude półkrótkie włosy, tatuaże...
Nie w tym rzecz, że ona to ma a ja nie... Chcę znaleźć odpowiedź na pytanie kim jestem... Farbuję włosy z blondu na brązowo-rudawy kolor, mam tatuaż, chcę nowy, spory tatuaż, ale obawiam się... Obawiam się, że będę źle wyglądała w mocno rudych włosach, że za duży tatuaż będzie mi przykrzył życie w przyszłości...
Stanowię o sobie. Mam wierną przyjaciółkę, której jestem pewna. Utrzymuję się sama, utrzymuję mamę. Skończyłam studia, które chciałam, rzuciłam palenie, potrafię się powstrzymać od głodu na 9 dni...
Dlaczego jestem niedowartościowana? Bo taka jestem. To odpowiedź na to dlaczego jest jak jest. Dlaczego sprzątałam kible przez ostatnie pół roku.  Dlaczego pracuję w pizzerii teraz. Dlaczego mam jakąś pierdoloną bulimiczno-anorektyczną żarłoczność psychiczną?!
Nie potrafię jeść przez ponad pół dnia, a potem nie potrafię się powstrzymać...
Ja pierdole...