czwartek, 25 lipca 2013

Znów się dałam oszukać! Sama przez siebie... 2 dni nic nie jadłam. Pięknie. Dałam się namówić wczoraj na wino. Było to bardzo niebezpieczne, gdyż po alkoholu ogarnia mnie syndrom pakmana i wpierdzielam co najbardziej tuczące. I pod wpływem namówiłam moją współlokatorkę żeby mi pizze kupiła przy okazji. Kiedy się zreflektowałam i zaczęłam do niej dzwonic, żeby zapomniała o tym o co ją poprosiłam okazało sie, że zostawiła telefon w domu. Pomyślałam, że jestem chyba skazana na wieczną porażkę. Koniec końców -co zachwycające - nawet przygotowałam tą pizze, walczyłam ze sobą długo i w końcu jej nie zjadłam!! Rano z niedowierzaniem spojrzałam na niezjedzonego tucznika i poszłam się zważyć. Waga pokazała 66,4 kg! nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Przez 2 dni niejedzenia 3 kg różnicy! Wiem, że to w głównej mierze woda, ale jak przyjemnie było ujrzeć te liczby! Taka byłam zachwycona, że pozwoliłam sobie zjeść 3 jabłka. I wtedy ogarnął mnie szaleńczy apetyt i w kolejności - kubeł lodów, pół paczki mleka w proszku (to moja słabość), frytki... 
Ale pokarało mnie. Kiedy byłam w stołówce dosiadło sie dwóch kolegów, w czasie rozmowy dojrzałam tą moją przepiękną chudziutką koleżankę z pracy i nie zastanawiając się nad niczym zawołałam ją, żeby się do nas dosiadła. Dopiero kiedy usiadła - taka piękna i chuda (sama niczego sobie nie kupiła, bo stwierdziła że wszystko jest tam bardzo niezdrowe) - uświadomiłam sobie, że jem frytki. Tłuste frytki z keczupem. Naraz mi się wstyd zrobiło. I jeszcze jak powiedziała z zawodem w oczach 'Frytki jesz?!'. Ale najbardziej zapadłam się pod ziemię kiedy mój kolega powiedział, że przytyłam i zaczął rozprawiać o moim efekcie jo-jo. Takiego buraka i wstydu dawno nie przeżyłam. Odłożyłam resztę tych frytek i już nie jadłam nic. Teraz leże w dresach/piżamie w łóżku z komputerem na kolanach, po uprzednim odmówieniu wszystkich spotkań towarzyskich, uprzedzeniu mojej współlokatorki, żeby udawała, że mnie nie ma w domu i po wyciszeniu telefonu. 
Po prostu się wstydzę! Jak mogłam tak bezmyślnie się roztyć! Ważyłam 58 kg! Odkąd pracuję w tej pizzerii nie mogę opanować moich kompulsji... Przytyłam 10 kg, i ludzie śmieją się z tego... Drugi kolega powiedział - 'No i na co nic nie jadłaś tyle czasu? Tyle się męczyłaś, a jeszcze więcej przytyłaś!'
Użalam się nad sobą. 
Żeby było śmieszniej to z winem w ręku xD Dobrze, że nie mam nic w lodówce, chociaż i tak nie mam apetytu po tym co się dzisiaj stało... I już nie dopuszczę, żeby moja koleżanka zobaczyła jak jem takie śmieci... Ewentualnie surowe warzywa i owoce. 
Jezu, przecież ja nie chcę jeść tego śmieciowego jedzenia! Chcę zdrowo się odżywiać i być chuda! W sobotę miałyśmy jechać na te zakupy... A jutro będę się bała stanąć na wagę! Jeszcze czeka mnie trudny weekend bo mam zamknięcia restauracji z rzędu... To nawet spać się nie da iść wcześniej... 
No cóż. Poużalam się jeszcze nad sobą tylko dzisiaj. Nie mam ochoty już nic jeść i tak. Jutro jest nowy dzień, na dodatek pas neoprenowy mi przyszedł na brzuch to do pracy będę mogła go zakładać, może mi trochę brzuch schudnie przy takiej harówie. 
Zważę się rano. I napiszę. Chociaż tych lodów waga nie pokaże :/ to dopiero jutro wyjdzie... :( Ale jestem głupia. I dla chwili przyjemności... Zaraz zaraz... Nie wiem czy była to przyjemność... Może pierwsze 2 łyżki lodów były mega smaczne, ale jak wcinałam końcówkę, to myślałam, że się obrzygam :/ jej... Jestem obleśna... Muszę się pozbyć tego przekonania, że to co słodkie jest dobre. Przecież to jest masakra! Sam HFCS, który powoduje szybkie tycie i szybki skok cukru we krwi. Insulina zadziałała i faktycznie natychmiast zrobiłam się senna. Czyli co?! Kupiłam lody za 2,50 funtów, żeby poczuć chwilunię przyjemności, zaraz opchanie się, wyrzuty sumienia, uczucie puchnięcia, masakryczną senność i koniec końców demobilizację, frustrację, smutek i zbędne kilogramy, których przecież tak chcę się pozbyć! Boże! Cóż za przejaw głupoty... Bo organizm domaga się składników odżywczych - ale przecież nie lodów karmelowych! Czemu nie poprzestałam na tych jabłkach?!
Nic to. Będę miała na uwadze to co tu napisałam. 
Nie chcę popełniać już takich błędów. 
Zastanowię się na drugi raz kolejny raz. Bo widocznie tak trzeba. Muszę pamiętać - i tak ten czas minie!

2 komentarze:

  1. takie napady obżarstwa są najgorsze, super ze nie masz nic w lodówce, oddałabym wszystko aby nie mieć w domu jedzenia... niestety nie mieszkam sama. życzę ci powodzenia i wytrwania:) oby ci sie udało ;>

    ideana900.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. No widzisz, Ty przynajmniej milczałaś. Ja wszystkim wkręcam, że mam chorą tarczycę bo nie jestem w stanie się przyznać...
    Jak walczysz z kompulsami to unikaj jak ognia głodówek. Nie warto bo jest o wiele łatwiej się objeść. Lepiej wyznacz sobie jakiś limit i jedz codziennie REGULARNE posiłki. Szybciej schudniesz jedząc tak i rezygnując z kolacji niż na głodówkach po których możesz się załamać i później czuć się jeszcze gorzej :*
    Będę obserwować by zobaczyć, jak Ci idzie.

    OdpowiedzUsuń